literature

kocham cie nad zycie

Deviation Actions

rilwena's avatar
By
Published:
414 Views

Literature Text

Bilet na tramwaj, który kupiłam zupełnie niepotrzebnie. Tylko po to, żeby z kimś pojechać... Przypomniałam sobie dopiero jadąc, już sama, bo on wysiadł. Wyjęłam ten papier z kieszeni i uśmiechnęłam się do siebie. Michał jest całkiem sympatyczny. Zapomniałam, przecież zawsze mam bilet sieciowy.

Wróciłam już. Wieczór listopada, chmury i księżyc.

Leżałam na tapczanie, gdy zadzwonił telefon. Odebrałam. To On.
- Cześć...
- Hej - odpowiedziałam. Że niby zimna jestem. Byle nie pokazać nic, bo nie można. Źle wyjdę. - Coś się stało?
- Nie, dawno nie rozmawialiśmy... Wiesz, - zaczął po niewygodnej pauzie, - uświadomiłem sobie coś w końcu.
- Co? - spytałam. Było tyle rzeczy, które chciałam od niego usłyszeć... Właściwie cokolwiek, żeby nie milczał. Najbardziej nienawidziłam milczenia.
- Dorota, nie mogę żyć bez Ciebie! Teraz to wiem. Kocham Cię. Proszę, pozwól mi przyjechać!
Z tylu słów wybrał właśnie te... Popłakałam się. Ryczałam. Tyle na to czekałam.
- P... Paweł...
- Mogę?
- Paweł... Tak... Paweł...

Rozbolał mnie brzuch, wstałam. Zegarek? Hm. Czwarta godzina. A więc to wszystko to był sen. No tak, On się nigdy nie odezwie... To niemożliwe.
Marta nie śpi na tapczanie obok. Jest u Aśki. Cisza. Cisza jest złodziejem myśli. Z bolącym brzuchem potoczyłam się do łazienki. Następnie zajrzałam do "kuchni". Kilka szafek, palniki, noc. Okno. Pełnia księżyca. Wszędzie jasno, zimne, nierealne światło padało na nieduże studenckie lokum. Otwieram. Zimny świat listopada. Niby wszędzie ciemno, ale kilka pokoi dalej Aśka robi imprezę. Jeszcze im się nie znudziło. Słychać było stłumione dudnienie i jakieś głosy. Ktoś, kto wymyślił ciszę nocną w akademikach, musiał mieć poczucie humoru.

Nocna szklanka soku pomarańczowego ma swój urok. Upiłam trochę i wróciłam do pokoju. Uwielbiam takie noce. Długie, zimne i księżycowe. Odstawiłam szklankę, siadłam na łóżku. Nie zauważyłam...
- Jestem. – usłyszałam cichy, miękki szept.
- Paweł! Jak się tu dostałeś? - nie mogłam uwierzyć. On tu jest. Tak zwyczajnie.
- Przyjechałem. Mówiłem, że przyjadę.
Jak mogłam go nie widzieć od razu? W oczach odbijała mu się księżycowa poświata. Objęłam go mocno. Cud. Szczęście mnie roznosiło. Wszystko było nagle takie proste.
- A ja myślałam, że to był sen... - łzy ciekły mi po policzkach.
On też płakał. Drugi raz w życiu widziałam, jak płacze. Odsunął mnie od siebie trzymając za ramiona.
- Teraz możemy być ze sobą. Tylko... czy tego chcesz?
Nie myślałam nawet. Oczywiście, że chciałam. Przed oczami momentalnie mignął mi obraz niedawno poznanego chłopaka, ale szybko wyrzuciłam go z pamięci. Nie. On się teraz nie liczył.
- Kocham Cię, Paweł. Kocham Cię nad życie. Bardziej niż cokolwiek innego.
Ujęłam jego twarz w dłonie. Całowałam każdą łzę. Nasze dłonie. Nasze oczy. Nasz czas. Nic innego nie było ważne. Byliśmy. Dla niego byłam w stanie poświęcić wszystko. Dosłownie. Na jedno słowo. Czule dotknął mojego policzka. Byłam tak szczęśliwa. Nie chciałam nic wiedzieć, o niczym myśleć. Tylko tak trwać...
W tle płynęła muzyka. Powoli oplatała się wokół nas, przybliżała... On też ją słyszał. I oboje razem zanuciliśmy:
- Lewe lewe lewe lofff lofff lofff lofff...
Uśmiech. Nasza piosenka.
- Może chodźmy do Aśki? - zaproponowałam. Przytaknął.
Wyszliśmy z pokoju trzymając się za ręce. Ciemny korytarz przywitał nas muzyką.

Dzwonił budzik, ale wciąż leżałam z zamkniętymi oczami. Marta poklepała mnie po plecach
- Wstawaj, spóźnisz się na zajęcia!
- Nie ma mowy, nigdzie dziś nie idę! - mocniej się przytuliłam.
Ale... to nie był On. Siadłam na łóżku jak oparzona.
- Marta?
- O, dziewczyno... Ty lepiej rzeczywiście nie idź dziś na zajęcia - dotknęła mojego czoła. - Znowu masz gorączkę! Widzisz, tak to jest, jak się niedoleczy przeziębienia...
Nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Mimo wszystko wstałam, poszłam do kuchni. Jedni rano palą papierosy, ja piję sok pomarańczowy. Wszystko się ułożyło.
Marta siorbała kawę siedząc przed swoim kompem.
- Coś ty laska taka nieswoja? - spytała, nie odrywając wzroku od zdjęć, które dostała mailem. - Jak tam ta wczorajsza randka?
- Co...? A... tak...
- No, w kinie byłaś z tym Michałem, nie? Jaki on jest?
- Byliśmy na filmie - rzuciła automatycznie. Marta odpowiedziała uśmiechem. - Jest wykształcony, miły i świetnie się z nim gada. Jest na informie, tu, na uniwerku.
- Ładnie - Marta z uznaniem pokiwała głową. - I co teraz?
Wzruszyłam ramionami.
- Chyba nic. Wiesz, Paweł mi się śnił...
Nie skończyłam mówić, a przyjaciółka przerażona odwróciła się od komputera. Stanęła przede mną mierząc mnie wzrokiem i przytuliła.
- Nie martw się Dorot, to ci kiedyś przejdzie. Jego już nie ma.
Miała rację. Zabawne, ale chyba wszyscy bardziej martwili się mną, niż ja sama. Przynajmniej, kiedy chodziło o Pawła. Owszem, zdarzało mi się płakać nocami czy dzwonić do przyjaciół po nocy, zaniedbywać się i w ogóle... ale to już minęło. Właściwie to miło, że się o mnie martwią, tylko nie lubię ich uspokajać. A współlokatorka zawsze brała mnie zbyt poważnie, gdy pojawiało się imię mojego byłego.
- Marta, ale mi nic nie jest. Po prostu śniło mi się, że tu przyjechał. Ja wiem... Tylko tak mi było dobrze... Ale ja wiem... No i pierwszy raz mi się śnił, pierwszy raz we śnie patrzyłam mu w oczy...
Przyjaciółka spojrzała badawczo. Byłam całkowicie spokojna. No i już było po wszystkim. Na szczęście.
- Wiesz, chyba w ten weekend pojadę do Wrocławia.
Marta spojrzała pytająco, ale zaraz przytaknęła. Uśmiechnęła się trochę sztucznie i zajęła się swoimi sprawami.
- Marta?
- Hmm?
- Ale ja nie pójdę dzisiaj na zajęcia. Jak się będą pytać, to powiedz, że jestem chora.
- Okej.
Wyszła. Dopiłam sok i wsunęłam się pod kołdrę. Chciałam jeszcze trochę pospać. Właśnie mijał rok od tamtego wypadku.
- Paweł - szepnęłam w poduszkę - kochałam Cię nad życie.
oparte na faktach.
ale z dwojga złego jedno.
po łączyłam. za łączyłam. itede.

pantha rei, ale nie do końca.


dla białej.
[z wtorku.]
© 2006 - 2024 rilwena
Comments15
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Vitos's avatar
oklepane jest najfajniejsze, a najlepsze(najgorsze?) scenariusze to samo życie pisze...
Jak dla mnie: Bomba!